Piątek przedświąteczny.

2014.04.18

 

Piątek przedświąteczny to dzień gwarny. Wszyscy przygotowują się do świąt. Z pracy trochę wcześniej wychodzą jak mogą. Pieką mięsiwa smaczne, robią wypieki pachnące. Wesoły to dzień i zabiegany. Jeszcze zakupy, jeszcze sprzątanie. Jutro ze święconką trzeba iść do kościoła, więc dziś jajka barwimy. Pisanki robimy. Cieszymy się. Dziś myślą przeskakujemy.

 

Tymczasem to dziś właśnie dzień w roku wyjątkowy. Nie wesoły. Bolesny, ściskający za gardło, rozrywający.  To dziś Chrystusa bito – wtedy gdy ja byłem w sklepie. To dziś Chrystusa poniżano – gdy ja wesoło rozmawiałem przez telefon. To dziś Chrystusa do krzyża przybijano – gdy ja jechałem samochodem i słuchałem radia. To dziś Chrystus umierał – gdy ja nie patrzyłem, nie myślałem, nie byłem. Czy ja to doceniam? Ja chrześcijanin? Czy powinienem dziś się cieszyć? Ja chrześcijanin? Czy post wystarczy? Że dziś nie zjem czegoś „tłustego”? Ja chrześcijanin z większą „zadumą” podchodzę do narodzin Chrystusa niż do jego śmierci. Śmierć Chrystusa, ból, cierpienie przysłaniam zmartwychwstaniem. Nie zauważam wręcz śmierci. Może boję się swojej? Ja chrześcijanin. Może przeraża mnie i paraliżuje? Tymczasem to dziś właśnie ja chrześcijanin powinienem dziękować temu co pokazywał drogę, temu co pokazywał wartości, temu co miał odwagę, temu co miał waleczne serce. To dziś powinienem docenić śmierć Chrystusa. To dziś powinienem zrobić parę innych rzeczy niż te, co zrobiłem.

 

Przemysław Spych

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›