Noga z gazu.

2014.03.26

 

          W słoneczny wiosenny dzień o poranku jechałem przez Mazowsze trasą na mapie samochodowej zaznaczoną jako czerwona, jednak jeszcze przed wielką rozbudową. Nawet trochę archaiczną rzec by można. Do Warszawy było jakieś pięćdziesiąt kilometrów. Jechałem przez wsie i pola, a wiosnę było widać w postaci zazielenionych z lekka krzewów i stad czajek na łąkach. Było ciepło. Miałem zapas czasu, więc nie pędziłem. Przy domach widać było wiosenne porządki. Tu ktoś zamiatał. Tam ktoś donice na balkon wystawiał, a gdzie indziej drobne prace naprawcze ktoś prowadził. Każdy na swoim kawałku planety, każdy na swoim skrawku świata, każdy za swoim płotem. Każdy z poczuciem własności i niezależności, a wszystko w obrębie płotu. No i przed płotem. Od frontu też. Wizytówka taka.  Płot jest dla człowieka istotny. To granica jego świata. To za płotem człowiek buduje. To za płotem człowiek ma rodzinę, najbliższych, marzenia, nadzieję, troski, kłopoty, konflikty. Wszystko. To tego co za płotem człowiek broni. Płot jest ważny. Płot jest granicą. Płot jest symbolem. Nie masz domu ale już masz płot. Tu jest twój świat. Kruchy w sumie.

 

          Jest taki film przyrodniczy „Makrokosmos”. Nienowy to film. Poetycki, nastrojowy, wyjątkowy, piękny, i swego czasu nowatorski. Rzecz o ptakach jest. O ich troskach, lękach, nadziejach, miłościach, dążeniach. To taki rok z życia ptaków. Ptaki są w nim bohaterami głównymi. Ale są też ludzie. Jest pewien chłopiec. Łobuziak pełen odwagi z nożem w dłoni. Jest też staruszka, w czarnym stroju i w czarnej chustce na głowie. I o tą staruszkę mi chodzi. O poranku we mgle chce nakarmić żurawie, które zatrzymały się na polu nieopodal jej domu. Nie udaje jej się. Ale nie będę opowiadał. Sięgnij po ten film po prostu. Staruszka jednak zapadła mi w pamięci, bo całe ujęcie z nią jest poruszające, niezmiernie „ludzkie”. Podchodzi powolutku do stadka żurawi. Podchodzi z garnkiem jedzenia dla nich. One lękają się, są czujne. Ona zrobiła krok za dużo. One spłoszyły się i odleciały. Ona wykonała wówczas delikatny gest. Trzymając w jednej dłoni garnek rozchyliła ramiona nieco szerzej na moment. Pytała tym gestem… dlaczego? Dlaczego odleciałyście? Wrócicie?

 

          Taką właśnie staruszkę, tak samo ubraną, w takiej samej chustce na głowie minąłem w słoneczny wiosenny dzień o poranku jadąc przez Mazowsze trasą na mapie samochodowej zaznaczoną jako czerwona. Stała przy furtce. Zardzewiała była ta furtka. I brama nieduża też była zardzewiała. Dom był stary i podupadły. I podwórko nieco zaniedbane. Dawno trawa nie koszona. Sił już nie starczało pewnie na to wszystko.  A tu wiosenne porządki trzeba robić. To staruszka słupek od furtki podpiera patykiem bo się otworzyć nie chciała. Albo zamknąć. Dbała jak mogła i naprawiała jak mogła. Patykiem. Też pewnie byle jakim. Ale po co patyk? Po co naprawiać furtkę? Po co ma się domykać? Albo po co ma się dać otwierać skoro obejście nie miało już płotu? Z płotu zostały resztki. Tu jakiś słupek złamany sterczy, tam kawałek siatki zwisa z innego przechylonego słupka. Wystarczy dać krok w bok i furtka niepotrzebna. Bo płotu nie ma. A ta staruszka stoi przy furtce i naprawia. Naprawia to co zostało z jej obejścia. Naprawia to co było granicą jej świata. Chce zachować resztki wspomnień, resztki nadziei. A może też resztki jej samej? Nieporadna trochę w tym naprawianiu była. Bo sił mało. Bo patyk tylko był do dyspozycji. Bo emerytura mała. Bo bieda. Bo samotność.

 

          Mijając ją wydawało mi się, że wykonała delikatny gest. Że trzymając w jednej dłoni patyk rozchyliła ramiona nieco szerzej na moment. Że zapytała tym gestem… dlaczego? Dlaczego odlecieliście? Wrócicie?

 

          Zdjąłem nogę z gazu.

 

Przemysław Spych

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›