Ukraina

2011.12.28

 

     Jesienią 2007 roku byłem dwa razy na Ukrainie. Prowadziłem w Kijowie szkolenia. Byłem tam z kolegą,  Sebastianem Wybrańcem. To były dwa szybkie wyjazdy. Udało się jednak znaleźć chwilę czasu na zdjęcia. Za pierwszym razem, czasu mieliśmy tyle, że chodziliśmy po Kijowie jedynie nocą. Za drugim razem mieliśmy już dla siebie jeden cały dzień i oczywiście noce, dwie noce. Pierwszym razem mieliśmy wspaniałego przewodnika Saszę Gaidai, który pokazał nam to i owo i opowiedział parę ciekawych historii. Drugim razem pokazał nam więcej, ale noce spędzaliśmy już na łażeniu po Kijowie w zasadzie samodzielnie i robieniu zdjęć. Wtedy to trafiliśmy na obchody pomoru głodowego, jaki zafundował Ukrainie – i to nie raz – Stalin.

     Telewizja relacjonowała całe wydarzenie i przy okazji realizowała nagłośnienie. Przez gigantyczne głośniki rozchodziły się dźwięki nowoczesnej, przejmującej i bolesnej muzyki. Nie było za głośno, było tak w sam raz. Ludzie zasmuceni krążyli między tysiącami zniczy. To wydarzenie przedstawione jest w  zestawie zdjęć „Ukraina – głód”. Na ostatnim zdjęciu w czapce z uszami misia jest  synek Saszy. Fajny chłopak. Wracaliśmy taksówką i kierowca, starszy człowiek, opowiedział zbulwersowany, że przed chwilą wiózł dwójkę młodych ludzi, Ukraińców, którzy ten pomór głodowy skomentowali tak, że „to i dobrze, że Stalin porządek zrobił”. No i co? Nie tylko u nas można spotkać się z takimi „patriotycznymi” postawami.

     Ale ja w sumie nie o tym. Chciałem opowiedzieć jak powstało załączone poniżej zdjęcie. Otóż za pierwszym razem oglądaliśmy monumentalny budynek SBU, czyli Służby Bezpieki Ukrainy, czyli jeszcze niedawno Krystyna Grzegorz Barbara. Kilka pięter nad ziemią i kilka podobno pod. O tym co „pod” można się tylko domyślać. No i z Sebastianem za drugim razem postanowiliśmy przespacerować się pod ten przybytek z aparatami, nocą. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Pięknie był oświetlony. Sebastian z prawej strony się ustawił a ja z lewej, w odległości pozwalającej nam nawiązać kontakt głosowy i niczym się nie przejmując rozstawiliśmy statywy. Zamocowałem aparat i … zacząłem robić zdjęcia. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Ze stróżówki wybiegł żołnierz z karabinem i wali prosto do mnie. Popatrzyłem na Sebastiana, który jeszcze nie widział co się święci.

     „Akreditacja u was jest?” – krzyknął zdenerwowany sałdat z daleka. „Kakaja akreditacja?” spytałem. „Wy znajecje szto eta?” – spytał pokazując budynek SBU czyli Krystyna Grzegorz Barbara i popchnął dłonią czapkę na tył głowy. „Da, ja znaju. Eta oczjeń krasiwyje zdanije.” - odparłem łżąc mu w żywe oczy i dodałem „ja chacjeł sdjełac fotografiu.” „A ty sdjełał?” – zapytał podpierając się pod pachami. Karabin w nieładzie wisiał mu na prawym ramieniu. „Njet, ja nje sdjełał. Ja chacjeł sdjełac.” – znów łgarstwo. „Eta jest SBU, ty dołżen miec akreditacju.” – wyjaśnił. „A szto eta SBU?” – zapytałem bezczelnie. „Kak szto eta SBU? Ty nje znajesz szto eta SBU?” „Njet, ja nje znaju, skaży ty mjenja szto eta.” Pokiwał głową, wyraźnie nie wiedział co zrobić. Sebastian stał obok przekonany, że zaraz będziemy mieli przyjemność zwiedzać od środka to SBU. Żołnierz popatrzył na aparat ustawiony na statywie. Na moje szczęście onieśmielał go. Wyglądało na to, że nie miał o fotografowaniu i aparatach większego pojęcia. „Ty nje sdjełał fotografju?” zapytał ponownie. „Njet, jeśli chocjesz ty możjesz pasmatric szto ja nje sdjełał.” – wskazałem aparat. Wystarczyło nacisnąć jeden przycisk i oglądać zdjęcia. Na szczęście żołnierz był zakłopotany. „Charaszo. Eta Slużba Bjespieki Jukrainy. Ty dołżjen miec akreditacju jesli chocjesz djełac fotografju.” – odparł już nieco bardziej pewien siebie. „Izwinicje, ja nje znał szto eta.” – odparłem i zacząłem zdejmować aparat ze statywu. „Charaszo. Charaszo. Paszli. Sljedujuszczij raz ty dołżjen miec akreditacju.” – machnął ręką, że możemy iść i wrócił do stróżówki. Niespiesznie schowałem aparat do torby, statyw włożyłem pod pachę i powolutku podziwiając ostentacyjnie monument odmaszerowaliśmy. „Masz?” - spytałem Sebastiana. „Mam.” – odparł. „Ja też. Możemy iść.” – skwitowałem. No i to jest właśnie ten budynek, który sfotografowałem, ale się do tego nie przyznałem.

 

Przemysław Spych

 

 

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›