Fizyka miłości. Grawitacja.

2015.10.22

 

          Gwiazdy nie są tylko świecącymi punktami na niebie. Przynajmniej dla mnie. Uświadamiają mi moją marność i delikatność mojej planety. Oglądałem kiedyś pewien program dokumentalny o Układzie Słonecznym i jakoś tak pomyślałem, że to dobre odniesienie, zapożyczyłem z niego pewien pomysł. Moja córka ma dzisiaj urodziny. Ten esej jest dla Ciebie, rezolutna księżniczko w dzinsach. Kiedyś to przeczytasz.

 

          Grawitacja. Magiczna siła powodująca spadanie jabłek na ziemię, filiżanek na podłogę i samolotów do oceanów. Ale grawitacja utrzymuje także Księżych na jego orbicie wokół Ziemi i Ziemię na jej orbicie wokół Słońca, a Słońce w jego położeniu w naszej galaktyce, Drodze Mlecznej. Siła przyciągania Słońca utrzymuje wszystkie planety naszego układu na swoich miejscach. Potężna to siła. Czy można tę potęgę jakoś sobie wyobrazić? Możemy sobie ją uzmysłowić dzięki przeskalowaniu Układu Słonecznego i wskazaniu, dokąd mniej więcej sięga siła przyciągania Słońca, naszej rozpalonej do białości gwiazdy. Zatem wyobraź sobie, że… jesteś na jakiejś stacji benzynowej przy autostradzie lub drodze szybkiego ruchu. Na tych stacjach benzynowych są restauracje i bary ze stolikami na zewnątrz i parasolami. Usiądź przy jednym z nich, przy takim okrągłym i zamów kawę. Jaką ma średnicę twój stolik? Powiedzmy metr. Na samym środku stołu stoi świeczka zapachowa, taka do podgrzewania herbaty. Poproś aby kelner zapalił ją, albo sam zapal. Niech to będzie nasze Słońce, a ono stanowi dziewięćdziesiąt dziewięć procent masy całego układu słonecznego. Gigant. Reszta to pył, łącznie z naszą Ziemią. Zaraz postawisz na stole jakieś drobiazgi symbolizujące planety, ale pamiętaj, że będą one nieproporcjonalnie wielkie względem słońca, gdyż planety to okruchy. Wyciągnij jakąś małą monetkę z kieszeni i połóż ją centymetr od świeczki. To nasza Ziemia. Dlaczego akurat o jeden centymetr? Ziemia oddalona jest od Słońca o 150 milionów kilometrów. Dystans ten astrofizycy nazwali jednostką astronomiczną.  Jedna jednostka astronomiczna to odległość miedzy Ziemią a Słońcem, tak się umówili. No a w naszej skali „stolikowej” jedna jednostka astronomiczna niech ma właśnie jeden centymetr. To nasze umowne przeskalowanie. Tajemniczy Neptun oddalony jest od Słońca o 30 jednostek astronomicznych. Połóż więc kolejną małą monetkę na stole w odległości 30 cm od świeczki. Między Ziemią a Neptunem jest Mars, gazowe olbrzymy i Uran. Czy jest coś dalej? Za Neptunem? Dalej jest tak zwany Pas Kuipera. Najjaśniejszym obiektem Pasa Kuipera jest Pluton. Karłowata planeta o średnicy takiej, jak dystans z Warszawy do Barcelony. To obszar Układu Słonecznego, na który składa się wielki zbiór niewielkich obiektów. Stąd pochodzi wiele komet. Oddalony jest od Słońca o mniej więcej 30 - 50 jednostek astronomicznych, powiedzmy, że średnia odległość to 40 jednostek astronomicznych. Połóż trzecią małą monetkę na stole w odległości… tak, masz rację, 40  cm od świeczki. Jesteś chyba blisko krawędzi stołu, prawda? Czy jest coś dalej? Teraz, dla dopełnienia wyobrażenia skali, kolej na najdalej od Ziemi oddalony przedmiot wykonany ludzką ręką. Bezzałogowa sonda Voyager wystrzelona była z Ziemi w 1977 roku i mknie w swojej podróży z biletem w jedną stronę z pozdrowieniami w 55 językach nagranych na pozłacanej płycie gramofonowej. Voyager znajduje się już daleko za Neptunem, daleko nawet za Pasem Kuipera, jest mniej więcej 130 jednostek astronomicznych od nas, no i cały czas leci. Kolejna monetka, symbolizująca Voyagera jest już poza stołem, nawet musisz wyciągnąć rękę aby osiągnąć dystans 130 centymetrów od świeczki. Sonda Voyager jest naprawdę daleko, tym bardziej, że planety na stoliku powinny być zobrazowane nie monetkami, a ziarenkami piasku raczej. Voyagera trzeba by szukać mikroskopem skaningowym. Czy to koniec? Czy jest coś dalej? Dokąd sięga przyciąganie Słońca? Tej płonącej gwiazdy, od której zależy życie na naszej planecie? Jak myślisz?  Dopij kawę. Jeśli była smaczna - zostaw monetki na stole i dołóż jakąś jeszcze dla kelnera. Wsiądź do samochodu, przekręć kluczyk w stacyjce, zapnij pasy i… jedź.

          Powoli oddalasz się od stolika na stacji benzynowej. Na nim znajdował się cały Układ Słoneczny z planetami wielkości ziarenek piasku. Na jego środku była świeczka symbolizująca słońce. Bardzo daleko za Pasem Kuipera rozpościera się Obłok Oorta. To sfera pyłu, okruchów i drobnych obiektów obiegających Słońce. Szacuje się, że obłok oddalony jest od naszej gwiazdy od 3 000 do nawet 100 000 jednostek astronomicznych. Jego zewnętrzne krańce znajdują się więc 100 000 cm od świeczki stojącej na stole. 100 000 centymetrów, czyli 1 kilometr. Zatrzymaj auto 1 kilometr od stacji i wysiądź.  Widzisz stolik? Raczej nie. Na nim są ziarenka piasku i mała świeczka. Siła przyciągania grawitacyjnego tej „świeczki” sięga aż tu. Potężna to siła, dzięki której także jabłko spada na Ziemię. Grawitacja maleje proporcjonalnie do kwadratu odległości. Oddalimy się od Słońca dwa razy dalej, to siła grawitacji spadnie cztery razy. Oddalimy się cztery razy dalej, siła ta spadnie szesnaście razy.   Ale… istnieje jeszcze pewna siła przyciągania o porównywalnej mocy. A może jest nawet potężniejsza?

 

          Jest taka fotografia, która bardzo mi się podoba i obrazuje tę siłę. Nie jest to zdjęcie katastrofy lotniczej, nie jest to zdjęcie uderzenia komety w powierzchnię naszej planety, nie jest to także zdjęcie gigantycznej kolizji gwiazd. W ogóle nie jest to zdjęcie z dziedziny fizyki, choć działanie grawitacji na nim doskonale widać. Mało tego, niemal każda fotografia na dobrą sprawę ukazuje działanie tej siły, ale to jedno jakoś bardzo mi się podoba. Może nawet sam podobne zdjęcie zrobiłeś. Ja mam jednak w głowie tę konkretną fotografię. Wykonał ją George Silk na Jamajce przed rokiem 1955 i bije z niej potężna siła przyciągania. To skadrowane poziomo, czarno-białe zdjęcie małej dziewczynki i jej ojca. Są ciemnoskórzy. Oboje wpatrują się w siebie.  Dziewczynka ma około trzech lat, może koło czterech. Leży na jakimś łóżku pod oknem, a może pod przeszkloną ścianą werandy. Widzimy jej lewy profil. Ma na sobie białą bluzeczkę. Chyba jest chora, albo smutna, bo wydaje się, że ma załzawione oczy. Na krawędzi łóżka, bliżej nas, usiadł jej tato. Usiadł na lewym udzie. Lewy łokieć oparł o posłanie za córeczką. Mała znajduje się między lewym udem a lewym przedramieniem taty. Mężczyzna ubrany w jasne spodnie i jasną koszulę pochylił się do przodu i obiema dłońmi objął główkę dziewczynki. Głaszcze jej włoski. Kciukami delikatnie dotyka jej czoła. Ona płacze cichutko i coś do niego mówi. Może: „tato, boli mnie brzuszek”, albo „tato pomożesz mi…”. On słucha uważnie i uspokaja ją. Oboje wpatrują się w siebie. Już dobrze, zdaje się mówić do dziecka. Już dobrze… Już dobrze… Jaka to siła?

 

          To siła przyciągania. Siła miłości ojca i jego ukochanego dziecka, siła potężna, zakrzywiająca czasoprzestrzeń i działająca także na niewyobrażalnych dystansach. W stosunku do grawitacji siła ta ma pewną odmienną cechę. Dzięki niej właśnie jest od grawitacji potężniejsza. Nie maleje wraz ze wzrostem odległości. To siła miłości z jaką dziecko patrzy na tatę. To zaufanie.

 

          Fotografia ta znalazła się pośród wielu innych na wystawie zatytułowanej „The Family of Man” zorganizowanej w Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku przez Edwarda Steichena w roku 1955. Potem, z tymi zdjęciami wydany został album pod tym samym tytułem. Był wielokrotnie wznawiany.

 

Przemysław Spych

 

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›