I jeden i dwa.

2012.05.12

 

     Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Teraz raz i dwa.  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Powoli. Raz i dwa.  I dalej - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  I dalej - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Dalej. Dalej. Ruszaj.  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu, tylko spokojnie - raz i dwa.  Ruszaj. Ruszaj.  I znowu - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I raz i dwa.  Jest? Jezu jest? Nie?  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Ruszaj do cholery. Jezu niech ktoś mi pomoże. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Jezu drgnęła. Tak? Nie? Dalej.  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Oddychaj mała. Oddychaj. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I raz i dwa.  Boże pomóż.  Jest? Jest? Nie przerywać.  I dalej - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Nie przerywać.  I dalej - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Ruszaj dziecinko, ruszaj. Proszę.  I dalej - jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I znowu - raz i dwa.  Jest? Nie? O mój Boże. Nie mam już siły. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I raz i dwa. Muszę.  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I raz i dwa.  Boże daj mi siłę a jej życie. Jest? Proszę.

     Na dachu jest strażak. Za nim ściana wyższej kondygnacji i wybite okno. Z okna wisi jakaś zasłonka. Na dachu oparty o ościeżnicę  tego okna leży bosak. Strażak przysiadł na tym bosaku. Ni to siedzi ni to kuca. Wychylony jest w swoją prawą stronę. Prawą ręką podtrzymuje główkę, lewą trzyma na malutkiej piersi. Na kolanach leży mu bezwładnie trzyletnia dziewczynka. Na prawym kolanie plecki, na lewym udka. Rączki opadły do tyłu, nóżki wiszą wzdłuż lewej łydki strażaka. Dziewczynka ma na stopkach buciki. Mężczyzna właśnie w tym momencie wpompowuje powietrze do małych płucek. I raz i dwa. Ruszaj. Ruszaj mała. A mała wygląda jakby spała.

     W domu był pożar. Dziewczynka była w środku. Schowała się. Bała się. Bardzo się bała. Była przerażona. Strażak wyciągnął ją spod łóżka. Była nieprzytomna. Zaczął działać. Natychmiast. Na dach. Na powietrze. Szybko. Przysiąść, przykucnąć. Gdzie? Jak? Bosak. Kolana. Byle szybko. Już. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I oddech. Raz i dwa. Jeszcze. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Powoli. Raz i dwa.  Spokojnie. Będzie dobrze. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. I raz i dwa.  Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Powoli. I raz i dwa.  Ruszaj do cholery, ruszaj. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Teraz raz i dwa.  No? Jest? Boże. Proszę.

     Czy to dziecko przeżyło? Czy mężczyźnie udało się? Czy miało mu się udać? Jaki plan miał tutaj Bóg?

     Fotografia jest czarno biała, skomponowana doskonale. Zdjęcie wykonał Donald Fontaine (USA) w 1979 roku. Fotograf miał nerwy na wodzy. A Bóg?

 

Przemysław Spych

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›