Najważniejsze.

2013.02.22

 

    Co jest w życiu ważne? Jak to przedstawić na fotografii? Jak to uchwycić aparatem fotograficznym? Chyba jest tak, że zaplanować się tego nie da. Wymowne zdjęcie wiadomo, że jest wymowne po jego obejrzeniu, a nie po jego zrobieniu, a zwłaszcza nie w trakcie podróży po to aby je zrobić.

 

     Wpadła mi kiedyś w ręce książka Cormaca McCarthy pod tytułem „Droga”. Na okładce Viggo Mortensen i mały chłopiec, oraz dwa dodatkowe słowa, mianowicie „Nagroda Pulitzera”. Odwróciłem książkę i przeczytałem opis. Zaintrygowało mnie to. Kupiłem. Ale zanim książka doczekała się przeczytania, wpadł mi w ręce film na jej podstawie. Obejrzałem i długo patrzyłem w ekran po jego zakończeniu. Tak, to jeden z tych filmów, które są u mnie na nieistniejącej liście około stu najlepszych. Książkę niezwłocznie przewertowałem w poszukiwaniu pierwowzorów. Historia jest o świecie, w którym człowieczeństwo jest w zaniku. Historia jest o świecie, w którym nic nie ma, a drugi człowiek na horyzoncie to zagrożenie. Historia jest o Ojcu, który wędruje po pustym świecie z kilkuletnim synkiem. Świat jest tak pusty, że dzieci na nim już nie ma. To historia mroczna. Ojciec chroni dziecko, dba o nie, bardzo je kocha. To wiadomo z pierwszych stron książki.

    „Wiedział tylko, że dziecko to jego racja bytu. [...] Rozpostarł na ziemi małą folię, która służyła im za stół, rozstawił wszystko, a potem wyjął rewolwer zza paska i położył go na folii, w końcu usiadł i patrzył na śpiące dziecko. [...] To nie była bezpieczna kryjówka. Teraz, za dnia, mogli zostać wypatrzeni z szosy. Chłopiec obrócił się w kocach. A potem otworzył oczy.

                -          Cześć, tatusiu, powiedział.

                -           Jestem przy tobie.

                -            Wiem.” 

     Wędrują po świecie pustym i pełnym niebezpieczeństw kierując się na południe w poszukiwaniu lepszego, mniej mroźnego miejsca. Napotykają na swojej drodze pewnego starca. Między nim a ojcem nawiązuje się dialog.

-          Odejdę jeśli chcesz.

-          Nie musisz.

-          Od dawna nie widziałem ognia, to wszystko. Żyję jak zwierzę. Lepiej, żebyś nie wiedział co jem. Gdy zobaczyłem twojego chłopca, pomyślałem, że umarłem.

-          Myślałeś, że to anioł?

-          Nie wiedziałem, kto to. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś zobaczę dziecko. Nie wiedziałem, że coś takiego mi się przydarzy.

-          A gdybym ci powiedział, że to bóg?

-          [...] Tam, gdzie ludzie nie mogą żyć, słabo wiedzie się też bogom.[...] Mam nadzieję, że powiedziałeś nieprawdę, bo bycie w drodze z ostatnim bogiem byłoby straszne [...].

 

     Tak. W dzieciach jest odbicie Boga, a w malutkich dzieciach, tych co to na świat przyszły niedawno odnajdujemy cud stworzenia niezależnie od tego, czy ktoś w Boga wierzy, czy nie wierzy. Patrzysz i po prostu ... płaczesz. No i teraz zachowując tą niezależność zadaję pytanie. Co człowieku byś zrobił jakbyś nagle Boga zobaczył? Co bym zrobił ja, jakbym Boga zobaczył? Chyba padłbym na kolana. Nie wiem co bym zrobił. Ale mamy jeszcze pewne odniesienie w tej kwestii. Otóż mamy jako chrześcijanie jeszcze Chrystusa. Jego już widujemy częściej niż samego Boga. Ja go nawet kilka dni temu spotkałem.

     W mroźną noc stał brudny i strasznie śmierdzący na klatce schodowej z nędznym wózkiem wypchanym łachmanami. Gdy przechodziłem obok spytał czy może zostać na chwilę i się ogrzać od kaloryfera. Byłem łaskaw pozwolić mu na to w swej niezmierzonej dobroci. Ale tylko tyle. Nie wyciągnąłem ręki, nie nakarmiłem, nie napoiłem, nie dałem schronienia. Pozwoliłem jedynie zostać. Ale ze mnie dobry człowiek.

     Jest pewien gest związany z Chrystusem, który można zaobserwować w świątyniach.

 

(...)

 

     Jest taka fotografia czarno – biała wykonana w  1992 roku na Florydzie. W sierpniu tego roku huragan Andrew przeszedł nad południową częścią Stanów Zjednoczonych. Miasteczko takich dużych amerykańskich przyczep kempingowych zostało zrównane z ziemią. Legło w gruzach. Na wysuszonej ziemi, na ubitej drodze ludzie wyryli napis „Hell”. Pewna rodzina przetrwała nawałnicę, choć po skromnym domu ani śladu. Dachu nie ma, ściany odleciały, sprzęty domowe to wielka kupa połamanych śmieci. Jest ojciec, jest matka, jest nowo narodzone dziecko, dziewczynka, Kaitlynn. Żyją. Co będzie dalej, nie wiedzą. Próbują sprzątać, szukać podstawowych rzeczy, garnka na wodę, koca dla dziecka, odzienia. Mają tylko namiot. Fotograf Carol Guzy towarzyszyła im. Robiła zdjęcia, całą serię. I wykonała to jedno, w którym jest wszystko zawarte. Wszystko, co najważniejsze. Miłość. To prosty portret.

     Ojciec trzyma w ramionach dziecko. Malutkie, kilkdniowe, niewiele dłuższe jak przedramię mężczyzny. Dziecko leży na lewej ręce zmęczonego, niemłodego już mężczyzny ze szpakowatymi potarganymi włosami i szpakowatym kilkudniowym zarostem. Dziewczynka główkę ma w zgięciu łokcia taty. A tata przytula ją do siebie.

 

(...) Cały esej zamieszczony został w książce "Wyobraź sobie...".

Przemysław Spych

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›