Płotek Pani Anastazji

2012.07.24

 

     Tak, wożenie aparatu fotograficznego na przednim prawym siedzeniu ułatwia robienie zdjęć, ale nie tylko. Aparat na przednim siedzeniu przyczynia się do różnych rzeczy, na przykład do poznawania ciekawych ludzi.

     Podczas podróży po kraju staram się często zjechać z głównych dróg, zobaczyć co jest z boku, co jest za lasem, co jest za zakrętem. Unikam spania w hotelach ze śniadaniem w postaci obfitego szwedzkiego stołu, preferuję kwatery, agroturystykę i wczorajszą bułkę z kefirem na śniadanie. Kilka dni temu bułkę z kefirem kupiłem na obrzeżach Białegostoku a nocleg miałem pod Supraślem w sercu Puszczy Knyszyńskiej, czyli „z boku”.  Jechałem późnym popołudniem szosą ogrodzoną murami z niebosiężnych drzew. W malutkiej wiosce zwolniłem. Po lewej stronie szosy niskie już słońce prześwitywało przez drewniany płotek i liście drzew. Zatrzymałem auto na poboczu, wziąłem aparat i szedłem zrobić zdjęcia. Nieopodal, przy furtce stał starsza pani. Zauważyła aparat i spytała co będę fotografował. Powiedziałem, że przez płotek pięknie prześwituje słońce.

 

 

     Zrobiłem zdjęcia i zaczęliśmy pogawędkę o pięknym krajobrazie, o lesie, o słonku. Powiedziała, że sama też lubi robić zdjęcia i że syn, który jest leśnikiem wykonał piękne zdjęcie drogi o zachodzie słońca i że to zdjęcie powiększyła sobie i powiesiła na ścianie. Zaprosiła mnie do domku aby pokazać mi to zdjęcie. Przekroczyłem furtkę i znalazłem się w małym kolorowym ogrodzie. Kawałek ciekawego korzenia postawiony na pieńku, kolorowe kwiaty, stolik, karmik dla ptaków, kamienie ułożone na parapecie. Tajemniczy ogród. Przekroczyłem próg domu i znalazłem się w cudownym świecie pani Anastazji.

     To dom z historią do opowiedzenia, dom z duszą. Dom leśników. Pokazała mi owo powiększone zdjęcie zrobione przez syna i … zaczęliśmy rozmawiać. Chwilka jaką miałem spędzić w domu pani Anastazji trwała niemal dwie godziny. Okazało się, że z jej pięcioma synami jesteśmy rówieśnikami, że moja mama jest młodsza od niej o trzy lata i że jest babcią i prababcią. To bardzo pogodna pani i na pewno to supermama, supebabcia i superprababcia. Ale niesamowite jest to co pani Anastazja robi w wolnym czasie. Na biurku w stosach książek suszą się kwiaty wszelakie. Z tych kwiatów pani Anastazja robi kompozycje na papierze i oprawia je w ramki. Na biurku było tych ramek kilkanaście, a na tapczanie następnych dwadzieścia parę. Kilkadziesiąt już rozdała. Rozmawialiśmy też o ptakach. Opowiedziała o pliszce, która śliniła szybę w jednym oknie, a ja o jerzykach, które w mieście żyją w otworach wentylacyjnych w wysokich blokach. Ona o dzięciole zielonym, który zawitał do jej karmika, a ja o dzięciole czarnym, którego spotykałem na jednej polanie w Tatrach. Opowiedziała o dwóch łaniach, które wychowała w domu. Jedna z nich trafiła do Białowieży i rozpoznawała swoją ludzką mamę przez kolejne lata. Drugą bestialsko zastrzelono nieopodal na bocznej drodze.

     Opowiedziała jak mąż zakładał nadajniki żubrom i trzeba przy tym było je zastrzykiem nieco oszołomić ale nie uśpić. I taki jeden żubr oszołomiony wylazł na szosę i stał. Zatrzymał ruch w obie strony. Żubr stoi na szosie i przejechać się nie da to ludzie z aut wysiadają i patrzą na niego. Weterynarz, który był przy zakładaniu nadajników i który był człowiekiem wyjątkowo dowcipnym wyszedł na szosę i krzyczy do ludzi, żeby uciekali bo żubr jest wściekły i może w każdej chwili zaatakować. Ludzie zaczynają wycofywać się do aut w popłochu, a ów weterynarz pobiegł w stronę żubra i … wskoczył na niego jak na rumaka „ratując bohatersko” świadków wydarzenia. Opowiedziała też o myszołowie, którego wykarmiła od pisklaka. Gdy podrósł przylatywał rano pod okno i wrzaskiem domagał się śniadanka. A jadał tylko i wyłącznie wołowinkę. To taki arystokratyczny myszołów być musiał.  Rozmawialiśmy też o niespodziankach jakie sprawia nam życie, o smutkach i radościach, o ludziach dobrych i bezmyślnych, o miejscu na ziemi i o przemijaniu. W końcu … czas było iść.

 

 

     Pożegnałem się i wyszedłem od Pani Anastazji z dwoma przedmiotami. Z karteczką, na której zanotowany był adres oraz z jedną kompozycją kwiatów. Pani Anastazja czeka na przesyłkę ode mnie, a jej kompozycja z kwiatów będzie wisiała w mojej kuchni. Umówiliśmy się, że  gdy znów będę w okolicy wpadnę na herbatę. 

 

Przemysław Spych

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›