Wypalanie traw

2012.04.02

 

     Kilka dni temu, pod wieczór jechałem trasą z Tomaszowa na Radom. Słońce powoli zaczęło zbliżać się do horyzontu. Było ciepło, ale wiał dość silny porywisty wiatr. Przejeżdżałem  przez Odrzywół, skąd całkiem niedaleko w lasach spalskich jest symboliczny grób majora Dobrzańskiego, Hubala.  Nad jezdnią pojawił się gęsty żółty dym. No tak, pomyślałem , wiosna, czas wypalania traw. Po lewej stronie drogi widać było ogień. Bezsensowne to i niebezpieczne. 

     Kilka lat temu  pod dom moich przyjaciół dotarł ogień z wypalania pól. Sąsiedzi gasili bo ich nie było. Na szczęście dali radę. Zatrzymałem auto w dużej zatoczce na poboczu, wyjąłem aparat z bagażnika i poszedłem na łąki. Paliło się ostro.  Ogień z łąk dotarł do boiska piłkarskiego i pchany oraz podsycany podmuchami wiatru przesuwał się w oczach. Pomarańczowe i żółte płomienie biły ciepłem. Po kilku minutach usłyszałem syrenę w pobliskiej strażnicy OSP. Za chwilę pojawił się wóz strażacki na sygnale. Zjechał z szosy i kołysząc się na boki powoli jechał polną drogą. Zatrzymał się i strażacy przystąpili do dzieła. Rozwinęli wąż i włączyli pompę. Powoli krok za krokiem podążali za ogniem wodę zamieniając w parę. Ja robiłem zdjęcia przesuwając się w tył. Gdy pierwszy front ognia poddawał się, przyjechał drugi wóz i tą samą polną drogą podjechał kilkaset metrów dalej na drugi koniec pogorzeliska, na drugi front ognia. Tymczasem płomienie po mojej stronie choć już pokonywane i słabnące dotarły do grupy młodych sosenek . Drzewka po kolei wybuchały gwałtownym, choć jedynie kilkusekundowym płomieniem rozjaśniając okolicę. Wóz strażacki co chwilę zmieniał pozycję podążając za ogniem.

     W końcu gdy wiedziałem, że gaszenie dobiega końca i już nie będę przeszkadzał, schowałem aparat do torby i podszedłem do strażaka obsługującego pompę. Umówiliśmy się, że podeślę kilka zdjęć z akcji. Szybko wymieniliśmy się telefonami i oddaliłem się aby nie przeszkadzać. Jak masz na imię? - zawołałem z daleka na odchodne. Łukasz! Przemek! - krzyknąłem i pomachaliśmy do siebie. Gdy wsiadałem do samochodu było już ciemno.  Włożyłem kluczyki do stacyjki i zapaliłem silnik. Ruszyłem w dalszą drogę. Przesiąknąłem zapachem dymu z traw.

 

Przemysław Spych

 

 

 

Fotoreportaż  z tego zajścia znajduje się w zakładce „fotografie”.

‹ Starsza Nowsza › Pokaż wszystkie ›